Pani Profesor Alina Paliwoda-Wielgos: Wybierajcie rzeczy, które was cieszą!

– Bo jak jesteś z sobą w zgodzie i w zgodzie z tym, co robisz, to jest ci łatwiej być miłym dla innych – podpowiada młodym ludziom Pani Profesor Alina Paliwoda-Wielgos. – Nie idźcie za oczekiwaniami społeczeństwa, tylko róbcie to, czego naprawdę chcecie – dodaje. W wywiadzie Pani Profesor opowiada o swoich pasjach i pracy w drugim liceum. Dzieli się także swoimi spostrzeżeniami na temat znaczenia łaciny we współczesnym świecie, doradzając przy okazji, co zrobić, by na co dzień czerpać radość z życia.

 

Jagoda Darłowska, Nikodem Kata:

Dzień dobry! Dziękujemy, że Pani Profesor zgodziła się na rozmowę. Łacina to język, który wielu uczniom wydaje się odległy i trudny. Czy moglibyśmy się dowiedzieć, co skłoniło Panią do wyboru zawodu nauczyciela?

Pani Profesor Alina Paliwoda-Wielgos:

Pewnie zrobiłam to na przekór, ponieważ moja mama, będąc nauczycielką, mówiła zawsze: „Rób wszystko w życiu, tylko nigdy nie zostań nauczycielką” – to pierwszy powód. Ale tak naprawdę przesądziło chyba to, że wszystkim swoim kolegom w liceum byłam w stanie wytłumaczyć łacinę, a jak sami zauważacie, nie jest łatwa. Mieliśmy łacinę z panem dyrektorem Rodzoniem. Chodziłam do pierwszego liceum, pan dyrektor, będąc już na emeryturze, był postrachem wszystkich uczniów, a ja byłam tą odważną, co uczyła się łaciny. Pewnie wpływ pana dyrektora i fakt, że potrafiłam wytłumaczyć nauczany przez niego język – podobno każdemu, kto potrzebował – to powody, które przesądziły o wyborze zawodu nauczyciela. Swoją decyzję podjęłam w czasach, kiedy można było wybrać różne aktywności i różne dziedziny. Wybór kierunku – filolog klasyczny, nie zapowiadał nadzwyczajnej perspektywy finansowej, ale bez wątpienia stanowił wyzwanie. A ja lubiłam wyzwania. Wiedziałem, że wytłumaczenie komuś łaciny to nie jest prosta sprawa.

Dlaczego wybrała Pani języki klasyczne? 

Przede wszystkim dlatego, że były niszowe. Tłumaczyłam również dokumenty średniowieczne w pierwszym liceum, dokumenty, których nikt nie tłumaczył, które, mówiąc wprost, stanowiły nie lada łamigłówkę. Ja – po prostu – lubiłam wyzwania.

Jakie są Pani najmilsze wspomnienia z czasów szkoły średniej?

Z czasów szkoły średniej mam same miłe wspomnienia, bo – jak mówię – miałam fantastycznych kolegów, bardzo niestereotypowych nauczycieli i kiedyś pierwsze liceum było chyba takim miejscem, jakim, mam nadzieję, dzisiaj jest drugie. Więc tych wspomnień jest naprawdę cała masa.

Co sprawia Pani największą satysfakcję w zawodzie nauczyciela?

Przecież sami dobrze to wiecie. Wielką radość sprawiają mi ci wszyscy ludzie, których zapalę do języka; którzy potem przychodzą do mnie i mówią, że bardzo im się łacina przydała, że robią w życiu coś, w czym wykorzystują wiedzę, którą im przekazałam. Zresztą nie dotyczy to samej łaciny, bo uczę także greki i włoskiego. No więc ci uczniowie przychodzą do mnie przez lata, a trochę już żyje, i opowiadają mi o sobie. Mówią często: „Pani Alino, wie pani, gdyby nie łacina, to nie zrobiłbym w życiu tego czy tamtego” albo „Myślałem, że to takie trudne, ale ta łacina naprawdę jest fajna”. Są to rzeczy, które dają satysfakcję.

Jaka była najbardziej zabawna lub nietypowa sytuacja, która przytrafiła się Pani podczas prowadzenia lekcji?

Teraz to mnie załatwiliście, bo tych nietypowych i zabawnych sytuacji było trochę.  Może u was zdarzyło się coś zabawnego?

Przypomnę jedno zdarzenie. Siedzi sobie człowiek przez całą lekcję, a ja jakby nigdy nic prowadzę zajęcia. A okazuje się, że to absolwent sprzed trzech lat, obecnie student. Traktuję go w klasie normalnie, jakby był zwyczajnie na lekcji. Jest tu, gdzie być powinien i wszyscy w klasie także udają, że jest tak, jak być powinno. No więc gość sobie siedzi, odpowiada na zajęciach i tak mija lekcja, a potem na koniec mówi, że jest absolwentem, miał chwilę czasu i wpadł w odwiedziny!... Nawiasem mówiąc, to jest chyba pora, żeby zastanowić się nad swoją pamięcią.

Wiele było tych zabawnych sytuacji. Może coś mi podpowiecie, bo u was także nie brakuje nietypowych zdarzeń… Pamiętacie coś ciekawego?... Ech, nie to nie… (śmiech).

Najfajniejsze były zajęcia w „szczurowni”. Prowadzisz lekcję, a tu nagle wychodzi uczeń z kantorka pani sprzątającej, który przesiedział tam całe zajęcia. I mówi, że w kantorku było mu wygodniej, bo sobie przynajmniej wypił herbatę… Koniec końców, na szczęście nikt nie przyprowadził mi – dajmy na to – kozy… (śmiech).

Czy można jeszcze gdzieś na świecie dogadać się w języku łacińskim?

Wiecie, na różnych platformach internetowych ludzie naprawdę rozmawiają po łacinie. Jak się wybierze do takiego miejsca jak Neapol czy Florencja i pójdzie na uniwersytet, to można trafić na zajęcia, które odbywają się wyłącznie po łacinie. W Watykanie oczywiście łacina wciąż jest językiem żywym, choć często jest to język specjalistyczny. Bywa jednak codziennie używana w pewnych grupach, takich jak grupy pasjonatów, rekonstruktorów. Nawet u nas w Polsce w tej chwili, kiedy my tu rozmawiamy, we Wrocławiu odbywają się zajęcia z łaciny „żywej” i ludzie przyjeżdżają tam z całego kraju, by rozmawiać sobie w tym języku. Poza tym, jak wspomniałam, są platformy, komunikatory, gdzie dyskutuje się niczym na starożytnym targu. I dzięki temu, powiedzmy, między Meksykanką a Czeszką zachodzi relacja, bo obie używają mowy sprzed trzech tysięcy lat i mają z tego powodu wiele radości.

Nie chodzi o to, by się upierać, żeby mówić po łacinie, ale sami wiecie, że gdyby poświęcić na to chwilę, to z pewnością będzie nas to rozwijać. Język polski poszerzamy wówczas o znajomość łaciny. Wtedy uświadamiamy sobie, skąd pochodzi polskie słowo i co oznacza, odkrywamy konkretny zakres znaczeniowy.

Najpiękniejsze miejsce to…? 

Dla mnie najpiękniejsze są Włochy. Choćby sam Rzym. Są takie miejsca we włoskiej stolicy, może nie przy samym Piazza Navona czy Schodach Hiszpańskich, które wydają się tak urocze, że chciałoby się tam natychmiast przenieść. Takim miejscem jest na przykład Zatybrze i jego niezwykłe, przepiękne zaułki.

Jaki jest pani ulubiony film?

O, to nie będzie rzymski film. Pewnie każdy ma dużo takich filmów, które lubi, ale jeden z moich ulubionych, do którego wracam, to „Przeminęło z wiatrem”; film o silnej kobiecie.

A ulubiona książka?

Kocham wracać do tego, co przeczytałam, głównie do beletrystyki. Jednak bardzo lubię również felietony Jana Kotta „Zjadanie bogów”, po które sięgam nie mniej rzadko. Uwielbiam tę pozycję przede wszystkim za to, że występują tam zaskakujące motywy, które funkcjonują w starożytności, a jednocześnie mają odbicie także w naszym codziennym życiu, we współczesności i w relacjach międzyludzkich. Zawsze mnie to zachwyca, ów fakt, że nasze życie jest bardzo podobne do życia w dawnych czasach. Prawdę mówiąc, nas i ludzi antyku w rzeczywistości niewiele różni…

W każdym razie, mogę powiedzieć, że pochłaniam książki. Biorę do ręki zarówno Dickensa, Tołstoja, Tolkiena, jak i Lema. Ktoś może złapałby się za głowę, bo nie są to teksty wyselekcjonowane, ale w taki sposób czytam. Cyceron pisze w jednym z dialogów, że najgorsze to czytać wszystko, bo umysł powinien selekcjonować i wybierać tylko dobrą literaturę. Ja czytam – dobrą, złą, głupią i mądrą.

Co  lubi Pani robić w wolnym czasie?

Czytać – na pewno, gotować – na pewno, lubię teatr, lubię wybrać się do filharmonii, lubię muzykę, klasyczną także. Ale nie ograniczam się „muzycznie”, bo z jednej strony mogę posłuchać arii „Casta Diva”, z drugiej – Chrustu. Ponieważ mam dzieci, więc one co chwilę przynoszą mi jakieś swoje zamiłowania, „przeszłam” przez ich Sabaton czy wspomniany Chrust. U mnie w domu zawsze słuchało się muzyki. Mój małżonek bardzo głośno nastawia odtwarzacz. Tak więc, jest dla mnie rzeczą zwyczajną, że jak wchodzę do domu, to odcinam się od innych spraw, bo muzyki jest u nas dużo. 

Czy posiada Pani jakiś wzór, który naśladuje?

W różnych sferach posiadam różne wzory, ale muszę w tym momencie przyznać się, że miałam takiego profesora, o którym mówię, że był intelektualnym wariatem. Dobrze się rozumiemy i profesor jeszcze żyje. To dzięki niemu wybrałam filologię klasyczną. Kiedy zakończyła się olimpiada i jako laureatka drugiego miejsca zbierałam się na pociąg do Rzeszowa, to pan profesor podszedł do mnie i powiedział, że nie wyobraża sobie, żebyśmy się jeszcze w życiu intelektualnie nie spotkali. To był bardzo miłe. Rzeczywiście, spotkaliśmy się. Przez całe moje studia właściwie kłóciliśmy się na różne tematy z profesorem Kazimierzem Korusem. Profesor Korus wykładał grekę. Jego małżonka również mnie uczyła. Byli to ludzie, którzy kształcili w sposób nienudny, niestandardowy i właściwie zawsze pokazywali studentom, że to może nie kasa jest najważniejsza, ale pasja, misja. Kierowali się pasją i rzeczywiście tak postępowali. Zawsze chciałam być nauczycielem w połowie takim, jak Korusowie. Spotykamy się czasem przy różnych okazjach. Mówię wówczas panu profesorowi: „To przez pana tu jestem!”, a on odpowiada: „Nie przeze mnie, ale dzięki mnie”.

Jaką radę dałaby Pani młodym ludziom, którzy tak jak my wchodzą w dorosłość? 

Żeby wybrali to, co naprawdę lubią, bo robienie w życiu tego, co się naprawdę lubi, to zapobieganie życiowej depresji. To także zapobieganie wszystkim wewnętrznym wątpliwościom i naprawdę bardzo ułatwia stosunki z ludźmi. Bo jak jesteś z sobą w zgodzie i w zgodzie z tym, co robisz, to jest ci łatwiej być miłym dla innych. Także nie idźcie za oczekiwaniami społeczeństwa, tylko róbcie to, czego naprawdę chcecie. Moja filologia klasyczna też była takim wyborem. Moja wychowawczyni, pani profesor w liceum zapytała: „Ala, dlaczego ty nie idziesz na medycynę? Bo przecież możesz…”, ale mi do głowy nie przyszło, by wybrać studia medyczne. Wybrałam to, co najbardziej mnie pociągało. Jestem zadowolona z tego, co w życiu robię. Nigdy nie byłam niezadowolona. To się liczy!

Dlatego wybierajcie rzeczy, które was cieszą. One nie zawsze będą spotykać się z akceptacją zarówno bliskich, jak i przyjaciół, bo każdy ma swoje wyobrażenie o tym, co jest dla was dobre. No ale to wy powinniście odkryć, co to jest…

Bardzo dziękujemy Pani Profesor za poświęcony czas i interesującą rozmowę. Życzymy dalszych sukcesów i wielu uczniów, którzy z pasją będą odkrywać świat nauki.

Również życzę sobie takich uczniów-pasjonatów. W waszej klasie też paru chyba znajdę, nie?... (śmiech)

Fanpage 2LO